Miało być lepiej, czyli systemowa podwyżka zablokowanych od lat wynagrodzeń osób zajmujących kierownicze stanowiska w państwie, tak zwanej „R-ki”. Nie udało się to za rządów PO, także padło pod rządami PIS.
Wymyślono więc niezgrabny manewr z nagrodami, ale też się nie udał.
A przyczyną był/jest strach przed niezadowoleniem suwerena podżeganego przez populistyczne media. To co się ostatnio wyrabia w kontekście nagród w Sejmie, różnych kanałach telewizjach, forach internetowych, czy ulicach miast (bilbordy), to paranoja. Rozsądek zanika w konfrontacji z ulotnymi słupkami poparcia, generowanymi przez rozmaite, często krytykowane po wyborach, ośrodki badania opinii publicznej. Pracowałem kilka lat w Głównym Urzędzie Statystycznym, więc tego i owego się nasłuchałem.
Konkluzja jest smutna. Jeżeli rządzący każdej maści boją się wyników badań opinii zwykle ok. tysiąca obywateli, to co będzie z realnym zagrożeniem, na przykład zewnętrznym?
Dziwny taniec rządzących (i opozycji) kończy się decyzją „godną” Aleksandra M – oddać, a innym zabrać. W ten sposób wszelkie działania na rzecz racjonalizacji wynagrodzeń „R-ki” trafiają na długo do zamrażarki. O posłach i senatorach, nie wypowiadam się, bo to nie moja działka. Gwałtownie chyba wzroście zainteresowanie Parlamentem Europejskim wśród przedstawicieli narodu.
Skutki uboczne afery (?) są znaczne. W sumie znów dostało się funkcjonariuszom publicznym, na których spada odium naciągaczy, a etos administracji państwowej/rządowej/publicznej doznał kolejnego osłabienia. Przy okazji wyszło nieuctwo wielu osób zaangażowanych w konflikt, nie rozróżniających „R-ki” od urzędników i pracowników służby cywilnej, a nagród od premii. Jako szef służby cywilnej, spowodowałem swego czasu opracowanie przewodnika po administracji dla parlamentarzystów, ale czy to pomogło?
Żartobliwy wniosek z tej sprawy może być następujący. Optymalnym kandydatem/kandydatką do objęcia stanowiska ministerialnego powinien być: 1. Warszawiak, bo odpadnie problem z zakwaterowaniem i dojazdami do domu, 2. Osoba dysponująca minimum 300 tysiącami złotych na dostępnym koncie, aby wyrównać braki finansowe w ciągu 4 lat (optymistycznie) pełnienia misji, czyli cenzus majątkowy.
Poważnie myśląc, wynagrodzeń „R-ki” nie można pozostawić bez rewaloryzacji. Chyba, że chcemy mieć jako ministrów beneficjentów pierwszej pracy po studiach lub osobników, których interesuje tylko ten przelotny status do zamieszczenia we własnym CV. Apele o Służbę Państwu, bez oglądania się na imponderabilia, dobre są w sytuacji wojennej, a nie codziennego zarządzania państwem.