Zielono … nam

W Katowicach rusza mega konferencja ONZ – COP 24, którą znów organizuje Polska (dlaczego). Nie uczestniczę, jako „niezrzeszony”, ale swoje zdanie mieć mogę. A z tym kłopot, bo mieszają się argumenty.

Z jednej strony mamy ekokrucjatę Unii Europejskiej i dekarbonizacyjny zapał szkodliwy dla polskich interesów. Z drugiej – oczywistość zmiany klimatu, którą, jak twierdzi wielu naukowców, wywołuje działalność człowieka. A w tle interesy globalnych graczy, lecz też cierpienia i strach ludzki wywołane szybkim ociepleniem i katastrofami.

Trzeba niestety balansować, szczególnie nad Wisłą , bo nasze krajowe wyrzeczenia nie mają praktycznie żadnego wpływu na klimat Ziemi. Chyba, że chodzi o ekologię ideologiczną, jej silne lobby międzynarodowe i o polski wizerunek w tym kontekście. Zetknąłem się z niektórymi lobbystami (gdy byłem Głównym Geologiem Kraju – GGK) w związku z programem polskiego gazu z łupków. Refleksje mam typu: dziad swoje, baba swoje. Nie zazdroszczę polskiemu rządowi pozycji negocjacyjnej, szczególnie jako gospodarzowi i życzę minimalizacji ewentualnych strat.

Polska wydaje się lansować pochłanianie CO2 przez lasy jako równoległą drogę walki z emisją tego gazu cieplarnianego i dewastujących dla nas kosztów handlu uprawnieniami do jego emisji. Koncepcję wspiera jakoby pomyślna statystyka zalesienia Polski wobec innych krajów UE. To zbyt optymistyczne, bo w zakresie lesistości (procent obszarów leśnych w stosunku do powierzchni kraju), jesteśmy średniakiem. Także w proporcji do wszystkich obszarów leśnych UE, ten udział odpowiada naszej powierzchni. Jest inny problem. We Włoszech, od 1990 r. przybyło 3 razy więcej obszarów leśnych niż w Polsce. Ja, z przerażeniem obserwuję (zamieszkując przez pół roku nad morzem) transporty wyciętego drewna z nadmorskich lasów i poszerzające się bezdrzewne łysiny. Czy funkcją tych lasów nie powinna być rekreacja i ochrona brzegu morskiego (o pochłanianiu nie wspomnę), a nie pozyskiwanie drewna dla globalnego przemysłu, wiecznie głodnego tego surowca. Swego czasu, gdy byłem wiceministrem Środowiska, jako członek komisji do spraw przyznawania wsparcia rządowego zagranicznym inwestycjom, nie dopuściliśmy do dotacji dla dużego projektu na północy kraju, bazującego na polskim drewnie.

Jeszcze jeden szczegół, a mianowicie definicja lasu. W uproszczeniu, ta z polskiej Ustawy o lasach i ta Organizacji ds. Wyżywienia i Rolnictwa ONZ (FAO) są podobne. Lasu może nie być, gdyż grunt może być przejściowo pozbawiony roślinności leśnej, przeznaczony do odnowienia (cóż to znaczy?), a ponadto przeznaczony do produkcji leśnej (z wyjątkami). Te „szczegóły” są krytykowane za niespójność i nadmierny optymizm, co do szacowania lesistości naszej planety i poszczególnych krajów (patrz lasy tropikalne).

Tematyką z pogranicza political fiction są polskie pomysły na polityki energetyczne. Ich wspólną cechą jest wizjonerstwo bez pokrycia finansowego, a wcześniej legislacyjnego oraz horyzont działań (teraz 2040), uniemożliwiający zweryfikowanie rezultatów działań za życia/publicznego funkcjonowania twórców. Dlatego, ze spokojem czytam o kolejnym miksie energetycznym: meandrach wykorzystania węgla, rozkwicie przestarzałej energetyki jądrowej, przekwitaniu wiatraków lądowych (!!!) w przeciwieństwie do farm morskich (i dobrze), fotowoltaice w słonecznej Polsce, geotermii, itp. itd. Jak na to wszystko nałożymy jeszcze niepewną przyszłość Europy, niedawno liczącej się w świecie (a szerzej całego Zachodu), to pozostaje staroszlacheckie „Jakoś to będzie”.

Szczyt już nazajutrz! Wielcy tego świata nie przyjadą; zwyciężają egoizmy narodowe, zimna polityczna/biznesowa kalkulacja i zmiana nastrojów. Wzmaga się z kolei medialny nacisk miłośników bezemisyjności CO2, bo o innych gazach cieplarnianych chwilowo się chyba zapomina.

Jako ex GGK i inżynier nie jestem futurystą. W realiach Polski należy stopniowo ograniczać udział węgli, spalać więcej gazu i rozwijać energetykę wiatrową, ale nie iść w kierunku drogiej i przestarzałej energetyki jądrowej. Tam, gdzie to pozytywnie zweryfikowano geologicznie i są środki, rozwijać lokalnie (drogą) geotermię.

Nie powinniśmy mylić niskiej emisji, skutkującej smogiem z wymuszaniem dekarbonizacji energetyki zawodowej opartej na spalaniu kopalin. Smog, to lata zaniedbań władz samorządowych i braku stosownych regulacji prawnych, co odczuwamy dotkliwie np. w moich rodzinnych Gliwicach w sezonie grzewczym.

Z drugiej strony, mieszkając przez drugie półrocza nad Bałtykiem, wiem, że tam nie wieje non stop. Wiara w pełne zastąpienie spalania kopalin przez różne OZE, to fantasmagorie w polskich (europejskich) realiach.

Nie dajmy się więc zwariować i postępujmy w Polsce rozsądnie, chociaż żal mi oczywiście Wysp Marshalla.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s