Wchodzimy w tak zwany okres barbórkowy, czyli na Górnym Śląsku oraz w innych rejonach górniczych, czas obchodzenia Dnia Górnika 4 grudnia, w intencji patronki górnictwa – św. Barbary i górniczego stanu. To przez te 24 lata, gdy pracowałem na rzecz polskiego przemysłu wydobywczego, ważna dla mnie data, że nie wspomnę o dziadku i ojcu – górnikach. Nie wiem, czy dzisiaj, w dobie ideologicznej krytyki tego sektora, niniejszy tekst jest poprawny politycznie, ale intencją mojego bloga jest brak retuszów. Zresztą, coś jeszcze wkrótce dorzucę, pisząc o światowej konferencji COP 24 w Katowicach.
Uczestniczyłem w Barbórkach wielokrotnie w różnych rolach: rzadko jako odznaczony, niekiedy – organizator, najczęściej jako widz. Warta wspomnienia była moja rola prowadzącego uroczystość, gdy byłem dyrektorem generalnym Wyższego Urzędu Górniczego. Nie stosowaliśmy jeszcze wtedy outsourcingu usług (konferansjerka, wynajem sali, etc) tylko, może przaśnie ale swojsko, robiliśmy wszystko sami. Inne czasy.
Szczególnie zapamiętałem Barbórki w niedużej auli WUG z udziałem wicepremiera J. Steinhoffa, wcześniej prezesa WUG. Jego obecność na uroczystości ściągała innych ministrów i trzeba było dobrej identyfikacji, aby przy oficjalnym powitaniu, broń Boże, kogoś nie pominąć. Z kolei, swego czasu, gdy prowadziłem taką uroczystość w urzędzie, miałem słowną przepychankę z byłym wicepremierem i ministrem górnictwa J. Mitręgą. W ramach wystąpień honorowych gości zabrał głos i … mówił. Moje próby ukrócenia tego krasomówstwa skwitował do mikrofonu: „Synek, ty mi nie godej”. Innym razem zawiodło nagłośnienie i nie ruszył podkład muzyczny do hymnu górniczego. Ówczesny prezes WUG nakazał mi zaintonować. Z moimi „zdolnościami” wokalnymi było krucho, ale zainicjowany śpiew powszechny zabrzmiał potem jak należy. Atmosfera była zawsze życzliwa i potknięcia przyjmowano z humorem.
Na Barbórki zapraszaliśmy oczywiście najważniejsze osoby w państwie, które chętnie przyjmowały patronat, ale do nas na prowincję, nie fatygowały się. Wyjątkiem był premier W. Cimoszewicz i zawsze życzliwy WUG premier J. Buzek. Może kogoś pominąłem. Otoczenie dostojników warszawskich nie miało świadomości, że WUG był historycznie najważniejszą instytucją państwową po włączeniu po powstaniach tej części Górnego Śląska do Polski. Dopiero teraz (22.11.2018) dostrzegł to Pan Prezydent w swoim adresie do urzędu, czego z satysfakcją słuchałem w Filharmonii na naszej uroczystości.
Po wugowskich Barbórkach pozostaje trwały ślad: ołtarzyk św. Barbary, ufundowany przez pracowników urzędów górniczych w parafialnej (wg właściwości kościelnej) świątyni św. św. Piotra i Pawła w Katowicach. Tak się złożyło, że ani w WUG, ani w GUS, czy w służbie cywilnej nie mieliśmy kapelanów, co absolutnie nie zaszkodziło przeżywaniu sacrum, w stosownych momentach i z udziałem zaprzyjaźnionych kapłanów.
Kilka słów o znanych z mediów karczmach piwnych, będących nieformalną częścią Dnia Górnika. Lubię piwo i tradycję, lecz te imprezy niespecjalnie mi odpowiadały swoim stylem. Pamiętam, jak w jednej z kopalń jakiemuś księdzu obcięto guziki sutanny, a „złowiony” VIP musiał deptać kapustę w beczce. Teraz jest zdecydowanie kulturalniej. Na karczmach pojawiały się (i pojawiają) osoby spoza branży ubrane w honorowe mundury górnicze, co uważam za lekką przesadę. Chyba, że chcą pójść śladem znanego literata J. Iwaszkiewicza, który kazał się pochować w takim stroju.
W czasach, gdy byliśmy studentami (za PRL), nosiliśmy przez pewien okres czapki studenckie. Dla niektórych z nas było to rozrywkowe, gdyż górnicy w czasie barbórkowym identyfikowali nas z Wydz. Górniczym Politechniki Śląskiej (bo inny krój czapki), stąd spontaniczne biesiady. Raz to „zaliczyłem”.
W tym roku spotkała mnie miła niespodzianka, o której muszę wspomnieć. Zostałem wyróżniony przez prezesa WUG A. Mirka honorową odznaką „Zasłużony dla bezpieczeństwa w górnictwie”. W ten sposób podsumowano moje wieloletnie związki z górnictwem, szczególnie w omawianym obszarze. Nie wypomniano mi odejścia w 2006 roku na dekadę do Warszawy do innych instytucji rządowych.
Szczęść Boże !