Ambiwalencja: tutaj w znaczeniu kontrast, różnica.
Lipiec to miesiąc, kiedy można wykorzystać to pojęcie. 13 lipca 1666 r. doszło do tragicznej bitwy pod Mątwami (niedaleko Inowrocławia, nad Notecią), a 15 lipca 1410 roku, jak prawie wszyscy wiemy, do naszego zwycięstwa pod Grunwaldem.
Zacznę od wspomnień 600. rocznicy bitwy grunwaldzkiej, której rekonstrukcję obserwowałem z namiotu VIPa. Wcześniej zanocowaliśmy w rządowym ośrodku w Łańsku. Byłem tam po raz pierwszy. Domki nad jeziorem i centralny budynek w pruskim stylu, niczego sobie, ale bez złotych klamek. Po prostu bardzo przyzwoicie, dużo miejsca i ładna sceneria leśna. Porównania z wypasionymi spa dla dzisiejszych nuworyszów chyba nie ma, wnosząc ze zdjęć i filmów.
Na inscenizacji bitwy były tłumy (ponoć ok. 150 tysięcy). Przyjechaliśmy prywatnym samochodem, ale przepustka zrobiła swoje i dotarliśmy z żoną do owego dużego namiotu, z którego był najlepszy widok toczących się bojów. Gdy nasi (pod Grunwaldem była to Europa Wschodnia) przegrywali na początku, aby definitywnie zwyciężyć (chociaż w ogólnym tumulcie mało kto to zauważył z obserwatorów), w namiocie, w wielkim upale kwitło życie towarzyskie ponad podziałami. 2010, to były chyba jeszcze inne czasy i elity nie kisiły się we własnym gronie. Kłopoty pojawiły się przy powrocie, kiedy powstał korek z tysięcy samochodów i zabrakło napojów chłodzących. Jednak organizatorzy zrobili wcześniej przecinkę ewakuacyjną, wycinając zboże na szerokość pojazdu, którą ruszyliśmy w potężnym pyle do drogi asfaltowej. Jazda po omacku i w kolumnie samochodami osobowymi na przełaj, była efektowna i bez stłuczek.
Tak zakończyła się rekonstrukcja pierwszej bitwy pod Tannenbergiem, jak mawiają Niemcy, próbując pokryć klęskę Zakonu Krzyżackiego i jego sojuszników pod Grunwaldem, zwycięstwem także w pobliżu nad Rosjanami w 1914 roku, w tak zwanej drugiej bitwie. Złośliwi twierdzą, że Grunwald był jedyną wygraną bitwą Paktu Warszawskiego (wojska polskie, litewskie, smoleńskie, czeskie i Tatarzy) nad Zachodem.
Całkiem odmienny i złowrogi przebieg miała inna bitwa lipcowa z XVII wieku pod Mątwami pomiędzy wojskami króla Jana Kazimierza a rokoszanami marszałka Jerzego Lubomirskiego. Nie mnie wchodzić w szczegóły historyczne, ale zakończyła się klęską silniejszych wojsk królewskich. Późniejszy król Jan III Sobieski, wówczas hetman polny, wycofując się z przegranej bitwy stracił nawet szablę. Pokłosie było dla legalnych – królewskich wojsk porażające. Współbracia buntownicy/rokoszanie zabili grubo ponad 3000 żołnierzy królewskich, w tym najbardziej doświadczonych z wojen szwedzkich. Ich zaś poległo ponad dziesięć razy mniej. Wkrótce umarł Lubomirski, a król abdykował. Nikomu to się nie przysłużyło, chyba sąsiadom I Rzeczypospolitej.
Śladem po tej rzezi jest tablica „Ku pamięci i przestrodze”, upamiętniająca 350. rocznicę tego bratobójczego starcia. Trzeba ten zapis przyjąć za zawsze aktualne memento.