W 2015 roku wypuściłem na wolność w Słowińskim Parku Narodowym fokę Natkę (dyplom). Po trzech latach okazuje się, że foka dla niektórych (w tym parlamentarzystki z obozu rządzącego i samorządowców) to szkodnik, bo zjada ryby. Czyżby to syndrom zbliżających się wyborów do samorządów? Foki zaczyna się ostatnio zabijać na Wybrzeżu Kaszubskim. Autorytetu takiego, jak śp. Prof. Krzysztof Skóra twórca fokarium w Helu już nie ma, więc niektórzy mędrkowie powołują się na fakt, że przed wojną (gdy wszystko było słuszne) władze płaciły rybakom za ubój fok. Zapomina się tylko, że obecnie w Bałtyku jest ich nieco ponad 30 tysięcy, a przed II Wojną Światową było kilka razy więcej. A o różnicy w standardzie życia i edukacji, nawet nie warto wspominać. Cyrkowe sztuczki uwięzionych zwierząt w wodnych parkach rozrywki nie wszystkim odpowiadają.
To prawie zabawne, że za słabe połowy w Bałtyku obwinia się ssaki morskie, zapominając, że za PRLu morze to było rodzajem szamba z wpadających do niego rzek, rolnicy przyczyniali się i przyczyniają do eutrofizacji środowiska morskiego (stąd martwe strefy), pamiętajmy też o przeławianiu ryb i zatopionej broni chemicznej. Jedynie wpływ marynarki wojennej zmalał, bo fok na polskim wybrzeżu doliczono się tylko trzy razy więcej niż naszych okrętów wojennych (co nie znaczy, że fok jest dużo). Jakoś „upiekło” się Duńczykom z ich przemysłowymi (na mączkę rybną) połowami śledzi i sardynek – tradycyjnego pokarmu dla dorszy i ssaków morskich. Mączką z kolei karmi się na farmach zwierzęta futerkowe, a więc łańcuch pokarmowo-biznesowy się zamyka.
Kiedy byłem wiceministrem środowiska (i Głównym Geologiem Kraju), pamiętam pochód korytarzami ministerstwa ekologów z modelem morświna, do ówczesnego szefa resortu, który miał zrozumienie dla morskich ssaków bałtyckich i sprzyjał inicjatywie ochrony rodzimego delfina (morświna), bardziej zagrożonego niż foki. Niedawno, gdy rozmawiałem z jedną z ważnych osób MŚ, użyto znów argumentu zjadania ryb przez foki i morświny. A co mają jeść – frytki z tej naszej sztandarowej uprawy, czyli ziemniaków/kartofli/pyr?
Ryby, poza fokami (i ludźmi) są wyżerane przez kormorany, dla których moja sympatia jest zdecydowanie mniejsza. Oprócz flinty myśliwego (to chyba znaczące narzędzie polityki zrównoważonej ochrony przyrody), pamiętam, jak ekolodzy malowali jaja kormoranów w gniazdach (chodziło o utwardzenie skorupek), aby ograniczyć nadmierny przyrost gatunkowy tych ptaków.
Nawiasem mówiąc orły też gustują w rybnym menu…
Mam nadzieję, że odpowiednie władze nie będą „teoretyczne” w stosunku do bytowania regulowanej liczby fok na naszym wybrzeżu. Są różne metody technologiczne i finansowe rozwiązania konfliktu rybak-foka. Nie chodzi chyba o danie z foki, jak swego czasu proponował jakiś restaurator z Jastarni. Morświny są nieliczne (niecałe 500 sztuk w Bałtyku) oraz nieufne, więc chyba talerz im nie grozi.
A swoją drogą, w maju 2018 r. w okolicach Lubiatowa, mój labrador podczas kąpieli spotkał się w odległości blisko 2 metrów z foką. Do konfliktu nie doszło, oba czarne ssaki popłynęły swoimi kursami. Można ?